Rozdział
I
Małe miasto mało perspektyw pomyślałam
sobie zatrudniając się w przydrożnym barze jako kelnerka. Rzepin jest naprawdę
świetnym miastem, mieszkam tu prawie 22 lata więc znam każdy zakątek i
większość ludzi. Ale im człowiek dłużej tu mieszka tym bardziej chce się stąd
wyrwać. Nie wiem może wszędzie tak jest, może nie tylko ja mam czasami chęć
uciec do wielkiego miasta gdzie nikt mnie nie zna i zacząć od nowa. Może to już
czas zakończyć ten rozdział życia, ten, który każdy musi przeżyć po urodzeniu.
Mieszkanie z rodzicami ma swoje plusy i minusy, wiadomo ale może naprawdę czas
się usamodzielnić i ruszyć w świat.
-Marcia!
Zaczekaj! –a no tak, Kaśka przecież miałam na nią zaczekać też idzie do pracy.
Kaśka to moja przyjaciółka. Poznałyśmy się chyba w żłobku, tak zawsze mówią
nasze matki. Ale przyjaźń zaczęła się jakieś kilka lat temu, parę miesięcy
przed maturą.
- Co
Ci dzisiaj tak śpieszno do tej nory? –spytała ledwo łapiąc oddech.
-
Przepraszam, zamyśliłam się. Do której dzisiaj pracujesz?
-Yyyy
to jest dobre pytanie. Myślę, że coś koło 13 będę dzisiaj wychodzić. Nie wiem
kto wymyślił żeby sprzątaczka w hotelu przychodziła do pracy o 8 rano. Przecież
i tak dwie godziny nie będę nic robiła poza zamiataniem korytarza dwieście razy
w tę i z powrotem. A wieczorem dzisiaj mam wole więc zabieram cię na imprezę.
Jest piątek więc się nie wymiguj, jak raz ze mną pójdziesz to nic ci nie
będzie.
- Ale
ja jutro pracuje więc chyba jednak sobie odpuszczę. – powiedziałam licząc na to iż zostawi ten
temat w spokoju. Ja i imprezy. To tak jakby ktoś wstawił słonia do składu
porcelany, kompletna katastrofa. Ale Kaśka to Kaśka więc musi postawić na
swoim. Pożegnałyśmy się pod najlepszym hotelem w mieście „La Grande Hotel”.
Może i pracuje tam jako sprzątaczka, ale ma naprawdę świetny warunki. Nie można
tego porównać z „kotlecikiem” tak pracuje w barze którego ktoś z nie wiadomych
przyczyn nazwał „Kotlecik”.
Ta
to ma szczęście, jak zawsze zaczęło padać kiedy tylko schowała się w holu. A ja
biegiem na drugi koniec miasta. Puste ulice, gdzie niegdzie tylko jakaś zbłąkana
osóbka pod parasolem. Smutne, ale od kiedy przebudowano w 2012 roku autostradę
to coraz mniej osób tu zagląda, młodzi ludzie uciekają. Tak ja też chce uciec,
chce ale nie wiem czy dam rade zostawić tu rodziców samych. Jako ich córka
powinnam o nich zadbać, tato właśnie stracił prace , a z wypłaty mamy na pewno
się nie utrzymają. I co ja mam zrobić, kokosów też nie zarabiam. Bywają
tygodnie, że napiwki są większe niż wypłata.
- O
nie! – wykrzyknęłam. Jakiś pacan wjechał w kałuże i jestem nie tylko mokra ale
i cała w błocie. Nawet nie zawrócił, żeby przeprosić co za ludzie! Myśli że jak
ma BMW na warszawskich tablicach to mu wszystko wolno. Szef mnie zabije! Po
prostu mnie zabije. A z tego co słyszałam to ma takie kontakt, że byłby do tego
zdolny. I co teraz zawrócić czy iść dalej? Jak pójdę cała w błocie do pracy?
Godzinę
później już stałam za ladą z przyklejonym uśmiechem i po porządnym ochrzanie od
Pana Pawełka, który za zwyczaj jest, aż przesadnia miły. Ale widocznie korona z
głowy spadła i to chyba z wielkim hukiem, że sam musiał otworzyć więc teraz
jest niezwykła obraza majestatu. W porze śniadaniowej, jak kilka osób z
pobliskich firm przyszło na kanapki. Kolejne trzy godziny spędzam na
sprzątaniu.
Obiad
– to jest czas największego oblężenia, więc przychodzi do pracy druga kelnerka
Olga. Jest trochę niższa ode mnie, blond długie włosy, jak zwykle ubrana jest
bardzo wyzywająco, to zresztą wymóg naszego pracodawcy.
- Do
restauracji masz się ubierać na czarno-biało. Spódniczka czarna, nie dłuższa
niż do połowy uda oraz biała koszula, najlepiej mocno wydekoltowana, makijaż
obowiązkowo. Usta czerwone, a oczy w ciemne kolory i proszę Cię trzymaj się
tych reguł to nasza współpraca będzie na dłuższy okres.- tak powiedział mi mój
szef po podpisaniu umowy na okres próbny. Moim zdaniem to jest trochę
przesadne, ale co zrobić kiedy niegdzie nie ma porządnej pracy.
Jest
już 15:30 więc jeszcze pół godziny i koniec na dzisiaj. Jest naprawdę duży
tłok. Większość ludzi ma koniec pracy i przychodzą do nas na obiad. Mam
nadzieję, że szybko i bezproblemowo zleci. No więc ostatni klient dla mnie
właśnie wszedł i zajął miejsce najdalej od kuchni.
-
Dzień dobry. Proszę bardzo o to karta dań. – Przede mną siedzi młody mężczyzna
o ciemnych włosach, oczy ma prawie grafitowe jest szczuły i bardzo przystojny.
Nigdy go tu nie widziałam, ale jego twarz wydaje się znajoma.
-Dzień
dobry- ma tak dźwięczny głos, że właśnie rozpadłam się na tysiąc kawałków – Co
poleciła by Pani?- Ja, ja nie pamiętam nawet jak się nazywam. O rety jaki on
jest przystojny. Obudź się Marta!
- Dziś
polecamy zupę gulaszową oraz pierogi ruskie z podsmażaną cebulką. – uf coś
wydukałam.
-
Dobrze a więc poproszę. I wodę mineralną niegazowaną.
-Już
podaję. – staram się uśmiechnąć i uciekam. Olga patrzy na mnie jakbym miała za
chwilę zemdleć. Wchodzę do łazienki.
-
Kurcze Marta ogarnij się!- patrzę w lustro i widzę bladą jak ściana lalkę z
bordowymi policzkami. Co to było. To tylko jakiś facet, nigdy nic takiego mi
się nie zdarzyło. Muszę wziąć się w garść. Jeszcze chwila i mam koniec pracy
więc do roboty.
-
Marta wszystko dobrze?- za drzwiami odezwała się Olga. Otwieram –masz tu moją
kosmetyczkę popraw makijaż. Do stolika 2 i 6 zaniosłam drugie danie, więc
został ci tyko 15 ten co przed chwilą przyszedł. Mogłaś zostawić zamówienie na
ladzie.- Tak poleciała by do niego w mig.
-Dzięki.
Sorki gorzej się poczułam, ale już jest dobrze. Skończę ten stolik. – zamykam
drzwi. Szybko poprawiam się i do boju.
Biorę
z kuchni zupę i staram się nie myśleć podchodząc do stolika. Na szczęście
rozmawia przez telefon. Stawiam przed nim zupę obok sztućce oraz wodę ze
szklanką. I jak najszybciej oddalam się do baru. Szykuje rachunki dla moich
klientów którzy właśnie skończyli i wychodzą. Do Pana przy stoliku 15 przysiada
się mężczyzna. O nie muszę tam wrócić.
-
Dzień dobry czy podać kartę dań? – pytam nie patrząc nawet na przystojniaka,
który kończy zupę.
-Dzień
doby- odpowiada- Co zamówiłeś na drugie stary?- pyta kolegę
-Pierogi
ruskie- odpowiada lekko nieśmiałym głosem.
-Więc
proszę także pierogi i coca-cole.- odpowiada podnosząc na mnie wzrok. Kiwam
głową i się oddalam.- Ty Michał to jest ta dziewczyna…- i już nie słyszę ich
rozmowy. Co? Jaka dziewczyna? Skąd oni mnie znają?
Bar
zaczyna pustoszeć zostało jeszcze kilka osób i dwóch Panów przy stoliku 15.
Stawiam pierogi na stół. I czuję, że obaj się na mnie gapią. Co tu się dzieje?
Podnoszę wzrok na ścianę nad stolikiem nad którym wisi wielki zegar jest już 16
więc kończ.
- Jeśli
będą Panowie potrzebować coś jeszcze to proszę poprosić moją koleżankę. Ja już
się z Panami pożegnam. Dowidzenia. – odchodzę dyplomatycznym krokiem. O co im
chodziło? Nie wiem ale dzisiaj nie mam już ochoty o tym myśleć. Zabieram swoje
rzeczy, żegnam się z kucharkami i Olgą i wychodzę przez zaplecze. Pogoda
znacznie się poprawiła świeci słońce, chyba pierwszy raz od kilku tygodni.
Kaśka już na mnie czeka. Na tak musi przypilnować żebym się nigdzie nie
schowała.
-
Cześć piękna jak tam w pracy?- Pyta radośnie. Czyli jej dzień jak zwykle był
super.
-
Ciężko – i właśnie mi się przypomniał ranek już wiem skąd kojarzyłam twarz
przystojniaka. Przed barem stoi BMW,
które widziałam dzisiaj rano- Osz to szmaciarz!- wykrzyknęłam. Odwróciłam się w
stronę wielkiej szyby przez, którą widać wnętrze „Kotlecika”. Panowie siedzą
sobie przy pierogach.- A więc o to chodziło. Co za tupet mogli chociaż
przeprosić.- i w tej chwili przystojniak patrzy przez okno z miną pełną winy i
skruchy. – Idziemy! – mówię trochę zbyt głośno do Kaśki. Ona stoi jak wryta i
nic nie mówi. No tak nie wie o co chodzi mniejsza z tym później jej opowiem.
Idziemy
do domu w milczeniu i nawet lepiej bo czasem oberwało by się jej przez
przypadek za niewinność.
-O
której jedziemy do klubu? – pytam sama zdziwiona moim pytaniem. Ale co tam raz
się żyje może upije się w końcu i na chwile o wszystkim zapomnę. Ten dzień
wykończył mnie całkowicie.
- Koło
20? Pójdziemy najpierw na drinka i opowiem ci kto dzisiaj się zameldował do
naszego hotelu. – mówi podniecona jakby poznała jakiegoś księcia z bajki na
białym rumaku. Ta, księcia… Żegnamy się szybko i wchodzę do domu.
- O
jesteś już? Chodź tu musimy porozmawiasz.- Moja mama ona nigdy nie dam mi
odpocząć. Więc idę ciekawe co ona ode mnie chce. Jest dziwnie szczęśliwa. Co za
dzień, od rana problemy teraz jeszcze matka zwariowała.
-Cześć
mamo. Co się stało? – pytam bez zainteresowania.
-
Usiądź to ważne. Właściwie to powinnam poczekać na tatę z tą rozmową, ale znasz
mnie nie wytrzymam. A więc sprawa wygląda tak: po pierwsze tato dostał pracę w
Berlinie. Bardzo dobrze płatną i z zakwaterowaniem.
-To
super-naprawdę się cieszę. Ale zaraz z zakwaterowaniem? To znaczy, że
zostaniemy same? Czy może mama razem z tatą się wyprowadzi i zostawią mnie
samą?
-
Zadzwoniłam do Karola i u niego w firmie było by miejsce dla mnie, wiec
postanowiliśmy z tatą się przenieść do Berlina.- przerwała na chwile badając
moją reakcje. – I po drugie nie martw się przecież nie zostawimy cię tu samej.
Razem z ojcem od wielu lat odkładaliśmy na konto pewne sumy. Nazbierała się
ładna kwota, chcieliśmy dać je wam na wesela, ale myślę, że mogłabyś zrobić te
studia o których kiedyś tyle mówiłaś będąc w liceum. – zamurowało mnie. –
Przemyśl to i powiedz mi jutro co o tym myślisz. W Berlinie jest wiele
świetnych uczelni.
Czy
ten dzień czymś jeszcze mnie zaskoczy? Idę więc do łazienki i zmywam z siebie
ten okropnie ciężki makijaż. Przebieram się w dres i siadam przed komputerem.
Musie się na chwile oderwać, przenieść myślami gdzieś indziej. Sprawdzam
pocztę, zaglądam na kilka stron i włączam jakiś mega długi film.
Gdy
otwieram oczy na dworze robi się już szaro. Ten sen pozwolił mi chociaż na
chwile wytchnienia. Może teraz już wszystko zacznie się układać. Przecież w
głębi duszy właśnie tego chciałam. Teraz mogę się wyprowadzić do dużego miasta
z dala od tej małej mieściny. Ale Berlin i użeranie się z moim starszym bratem.
Nie to chyba nie wychodzi w rachubę. Teraz jest szansa wyprowadzenia się od
rodziców. Studia. Studnia, o który tak długo marzyłam. Mam trochę odłożone,
pójdę do pracy i dam rade, wcale nie potrzebuje kasy od mamy. Muszę jej o tym
powiedzieć i złożyć dokumenty. Wybór uczelni nie będzie problemem od dawna już
chcę iść na Warszawski Uniwersytet Medyczny w Warszawie.
Do
mojego pokoju wpada Kaśka i staje osłupiała w drzwiach. A tej co znowu nie
odpowiada?
- A
czemu ty nie jesteś gotowa? Spóźniłam się pół godziny, a ty siedzisz przed
komputerem w dresie? Szybko, szykuj się! –całkiem zapomniałam. Impreza – i nie
waż się migać obiecałaś że pójdziesz. Pyzatym dzisiaj w hotelu zameldował się
świetny koleś na którego wylałam kawę… - tak właśnie jest moja przyjaciółka,
niezdarna i wiecznie rozkojarzona. Ale mam tylko ją jedną więc zakładam jakąś
sukienkę i rozpuszczam włosy. Chyba może być z resztą idę tam się napić z
przyjaciółką - … a wtedy powiedział, że w takim razie wpadnie tam z kolegą.-
wcale jej nie słuchałam, a i tak wiem, że coś jest nie tak. –COŚ TY NA SIEBIE
WŁOŻYŁA?!- słyszę gdy wychodzę z łazienki- idziemy do mnie i coś ci znajdę i
cię pomaluje.- o rety przecież nie jest tak źle. Ale nie chce mi się z nią
kłócić.
W
klubie jest pełno ludzi, ścisk i brak powietrza. Jak ludzie mogą tu przychodzić
codziennie. Wybieram kierunek do baru, ogólnie nie pije za dużo ostatnio o ile
dobrze pamiętam jakieś dwa lata temu na urodziny Kaśki, których przez to nie
pamiętam, ale może to właśnie jest mi teraz potrzebne. Zamawiam dwa drinki i
szukam przyjaciółki, która już bawi się na parkiecie. Siadam więc na stołku i
powoli sączę napój, najpierw jeden, później drugi, trzeci. I już nie czuje tej
duchoty, zgiełk mi nie przeszkadza. Nagle wszyscy ludzie są jacyś milsi. Nie
przeszkadza mi nawet para siedząca po mojej lewej stronie, która obściskuje się
i całuje. Kilku pijanych małolat stoi pod drzwiami od łazienki, ludzie tańczący
na parkiecie poruszają się jakby byli jedną wielką masą. Nawet zaczyna mi się
to podobać, ale czuje, że lepiej nie wstawać. Zaczyna się wolna piosenka, wielu
mężczyzn ucieka z parkietu i udaje się na piwo. Na parkiecie zostaje kilka par.
Kaśka tańczy z jakimś facetem i do mnie macha. Rycerz z hotelu. Niech się
dziewczyna bawi, ja wypiję jeszcze jednego drinka i uciekam do domu.
-Witam,
czy mogę się dosiąść? – słyszę za plecami. Odwracam się , a tu niespodzianka:
przystojniak z BMW.
-Proszę
bardzo ja już i tak wychodzę.- odpowiadam sucho i wstaję. Chyba za dużo o
drinka. Zakręciło mi się w głowie i przez przypadek oparłam się rękom o jego
ramie. Silne, umięśnione ramię tak pięknego mężczyzny, jakiego jeszcze nigdy
nie spotkałam. I nagle obraz mi się urwał słyszę jeszcze muzykę i Kaśkę mówi
coś, ale nic nie rozumiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz