wtorek, 2 czerwca 2015

Rozdział I

Rozdział I
            Małe miasto mało perspektyw pomyślałam sobie zatrudniając się w przydrożnym barze jako kelnerka. Rzepin jest naprawdę świetnym miastem, mieszkam tu prawie 22 lata więc znam każdy zakątek i większość ludzi. Ale im człowiek dłużej tu mieszka tym bardziej chce się stąd wyrwać. Nie wiem może wszędzie tak jest, może nie tylko ja mam czasami chęć uciec do wielkiego miasta gdzie nikt mnie nie zna i zacząć od nowa. Może to już czas zakończyć ten rozdział życia, ten, który każdy musi przeżyć po urodzeniu. Mieszkanie z rodzicami ma swoje plusy i minusy, wiadomo ale może naprawdę czas się usamodzielnić i ruszyć w świat.
-Marcia! Zaczekaj! –a no tak, Kaśka przecież miałam na nią zaczekać też idzie do pracy. Kaśka to moja przyjaciółka. Poznałyśmy się chyba w żłobku, tak zawsze mówią nasze matki. Ale przyjaźń zaczęła się jakieś kilka lat temu, parę miesięcy przed maturą.
- Co Ci dzisiaj tak śpieszno do tej nory? –spytała ledwo łapiąc oddech.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Do której dzisiaj pracujesz?
-Yyyy to jest dobre pytanie. Myślę, że coś koło 13 będę dzisiaj wychodzić. Nie wiem kto wymyślił żeby sprzątaczka w hotelu przychodziła do pracy o 8 rano. Przecież i tak dwie godziny nie będę nic robiła poza zamiataniem korytarza dwieście razy w tę i z powrotem. A wieczorem dzisiaj mam wole więc zabieram cię na imprezę. Jest piątek więc się nie wymiguj, jak raz ze mną pójdziesz to nic ci nie będzie.
- Ale ja jutro pracuje więc chyba jednak sobie odpuszczę. –  powiedziałam licząc na to iż zostawi ten temat w spokoju. Ja i imprezy. To tak jakby ktoś wstawił słonia do składu porcelany, kompletna katastrofa. Ale Kaśka to Kaśka więc musi postawić na swoim. Pożegnałyśmy się pod najlepszym hotelem w mieście „La Grande Hotel”. Może i pracuje tam jako sprzątaczka, ale ma naprawdę świetny warunki. Nie można tego porównać z „kotlecikiem” tak pracuje w barze którego ktoś z nie wiadomych przyczyn nazwał „Kotlecik”.
            Ta to ma szczęście, jak zawsze zaczęło padać kiedy tylko schowała się w holu. A ja biegiem na drugi koniec miasta. Puste ulice, gdzie niegdzie tylko jakaś zbłąkana osóbka pod parasolem. Smutne, ale od kiedy przebudowano w 2012 roku autostradę to coraz mniej osób tu zagląda, młodzi ludzie uciekają. Tak ja też chce uciec, chce ale nie wiem czy dam rade zostawić tu rodziców samych. Jako ich córka powinnam o nich zadbać, tato właśnie stracił prace , a z wypłaty mamy na pewno się nie utrzymają. I co ja mam zrobić, kokosów też nie zarabiam. Bywają tygodnie, że napiwki są większe niż wypłata.
- O nie! – wykrzyknęłam. Jakiś pacan wjechał w kałuże i jestem nie tylko mokra ale i cała w błocie. Nawet nie zawrócił, żeby przeprosić co za ludzie! Myśli że jak ma BMW na warszawskich tablicach to mu wszystko wolno. Szef mnie zabije! Po prostu mnie zabije. A z tego co słyszałam to ma takie kontakt, że byłby do tego zdolny. I co teraz zawrócić czy iść dalej? Jak pójdę cała w błocie do pracy?
            Godzinę później już stałam za ladą z przyklejonym uśmiechem i po porządnym ochrzanie od Pana Pawełka, który za zwyczaj jest, aż przesadnia miły. Ale widocznie korona z głowy spadła i to chyba z wielkim hukiem, że sam musiał otworzyć więc teraz jest niezwykła obraza majestatu. W porze śniadaniowej, jak kilka osób z pobliskich firm przyszło na kanapki. Kolejne trzy godziny spędzam na sprzątaniu.
            Obiad – to jest czas największego oblężenia, więc przychodzi do pracy druga kelnerka Olga. Jest trochę niższa ode mnie, blond długie włosy, jak zwykle ubrana jest bardzo wyzywająco, to zresztą wymóg naszego pracodawcy.
- Do restauracji masz się ubierać na czarno-biało. Spódniczka czarna, nie dłuższa niż do połowy uda oraz biała koszula, najlepiej mocno wydekoltowana, makijaż obowiązkowo. Usta czerwone, a oczy w ciemne kolory i proszę Cię trzymaj się tych reguł to nasza współpraca będzie na dłuższy okres.- tak powiedział mi mój szef po podpisaniu umowy na okres próbny. Moim zdaniem to jest trochę przesadne, ale co zrobić kiedy niegdzie nie ma porządnej pracy.
            Jest już 15:30 więc jeszcze pół godziny i koniec na dzisiaj. Jest naprawdę duży tłok. Większość ludzi ma koniec pracy i przychodzą do nas na obiad. Mam nadzieję, że szybko i bezproblemowo zleci. No więc ostatni klient dla mnie właśnie wszedł i zajął miejsce najdalej od kuchni.
- Dzień dobry. Proszę bardzo o to karta dań. – Przede mną siedzi młody mężczyzna o ciemnych włosach, oczy ma prawie grafitowe jest szczuły i bardzo przystojny. Nigdy go tu nie widziałam, ale jego twarz wydaje się znajoma.
-Dzień dobry- ma tak dźwięczny głos, że właśnie rozpadłam się na tysiąc kawałków – Co poleciła by Pani?- Ja, ja nie pamiętam nawet jak się nazywam. O rety jaki on jest przystojny. Obudź się Marta!
- Dziś polecamy zupę gulaszową oraz pierogi ruskie z podsmażaną cebulką. – uf coś wydukałam.
- Dobrze a więc poproszę. I wodę mineralną niegazowaną.
-Już podaję. – staram się uśmiechnąć i uciekam. Olga patrzy na mnie jakbym miała za chwilę zemdleć. Wchodzę do łazienki.
- Kurcze Marta ogarnij się!- patrzę w lustro i widzę bladą jak ściana lalkę z bordowymi policzkami. Co to było. To tylko jakiś facet, nigdy nic takiego mi się nie zdarzyło. Muszę wziąć się w garść. Jeszcze chwila i mam koniec pracy więc do roboty.
- Marta wszystko dobrze?- za drzwiami odezwała się Olga. Otwieram –masz tu moją kosmetyczkę popraw makijaż. Do stolika 2 i 6 zaniosłam drugie danie, więc został ci tyko 15 ten co przed chwilą przyszedł. Mogłaś zostawić zamówienie na ladzie.- Tak poleciała by do niego w mig.
-Dzięki. Sorki gorzej się poczułam, ale już jest dobrze. Skończę ten stolik. – zamykam drzwi. Szybko poprawiam się i do boju.
Biorę z kuchni zupę i staram się nie myśleć podchodząc do stolika. Na szczęście rozmawia przez telefon. Stawiam przed nim zupę obok sztućce oraz wodę ze szklanką. I jak najszybciej oddalam się do baru. Szykuje rachunki dla moich klientów którzy właśnie skończyli i wychodzą. Do Pana przy stoliku 15 przysiada się mężczyzna. O nie muszę tam wrócić.
- Dzień dobry czy podać kartę dań? – pytam nie patrząc nawet na przystojniaka, który kończy zupę.
-Dzień doby- odpowiada- Co zamówiłeś na drugie stary?- pyta kolegę
-Pierogi ruskie- odpowiada lekko nieśmiałym głosem.
-Więc proszę także pierogi i coca-cole.- odpowiada podnosząc na mnie wzrok. Kiwam głową i się oddalam.- Ty Michał to jest ta dziewczyna…- i już nie słyszę ich rozmowy. Co? Jaka dziewczyna? Skąd oni mnie znają?
            Bar zaczyna pustoszeć zostało jeszcze kilka osób i dwóch Panów przy stoliku 15. Stawiam pierogi na stół. I czuję, że obaj się na mnie gapią. Co tu się dzieje? Podnoszę wzrok na ścianę nad stolikiem nad którym wisi wielki zegar jest już 16 więc kończ.
- Jeśli będą Panowie potrzebować coś jeszcze to proszę poprosić moją koleżankę. Ja już się z Panami pożegnam. Dowidzenia. – odchodzę dyplomatycznym krokiem. O co im chodziło? Nie wiem ale dzisiaj nie mam już ochoty o tym myśleć. Zabieram swoje rzeczy, żegnam się z kucharkami i Olgą i wychodzę przez zaplecze. Pogoda znacznie się poprawiła świeci słońce, chyba pierwszy raz od kilku tygodni. Kaśka już na mnie czeka. Na tak musi przypilnować żebym się nigdzie nie schowała.
- Cześć piękna jak tam w pracy?- Pyta radośnie. Czyli jej dzień jak zwykle był super.
- Ciężko – i właśnie mi się przypomniał ranek już wiem skąd kojarzyłam twarz przystojniaka. Przed barem stoi  BMW, które widziałam dzisiaj rano- Osz to szmaciarz!- wykrzyknęłam. Odwróciłam się w stronę wielkiej szyby przez, którą widać wnętrze „Kotlecika”. Panowie siedzą sobie przy pierogach.- A więc o to chodziło. Co za tupet mogli chociaż przeprosić.- i w tej chwili przystojniak patrzy przez okno z miną pełną winy i skruchy. – Idziemy! – mówię trochę zbyt głośno do Kaśki. Ona stoi jak wryta i nic nie mówi. No tak nie wie o co chodzi mniejsza z tym później jej opowiem.
            Idziemy do domu w milczeniu i nawet lepiej bo czasem oberwało by się jej przez przypadek za niewinność.
-O której jedziemy do klubu? – pytam sama zdziwiona moim pytaniem. Ale co tam raz się żyje może upije się w końcu i na chwile o wszystkim zapomnę. Ten dzień wykończył mnie całkowicie.
- Koło 20? Pójdziemy najpierw na drinka i opowiem ci kto dzisiaj się zameldował do naszego hotelu. – mówi podniecona jakby poznała jakiegoś księcia z bajki na białym rumaku. Ta, księcia… Żegnamy się szybko i wchodzę do domu.
- O jesteś już? Chodź tu musimy porozmawiasz.- Moja mama ona nigdy nie dam mi odpocząć. Więc idę ciekawe co ona ode mnie chce. Jest dziwnie szczęśliwa. Co za dzień, od rana problemy teraz jeszcze matka zwariowała.
-Cześć mamo. Co się stało? – pytam bez zainteresowania.
- Usiądź to ważne. Właściwie to powinnam poczekać na tatę z tą rozmową, ale znasz mnie nie wytrzymam. A więc sprawa wygląda tak: po pierwsze tato dostał pracę w Berlinie. Bardzo dobrze płatną i z zakwaterowaniem.
-To super-naprawdę się cieszę. Ale zaraz z zakwaterowaniem? To znaczy, że zostaniemy same? Czy może mama razem z tatą się wyprowadzi i zostawią mnie samą?
- Zadzwoniłam do Karola i u niego w firmie było by miejsce dla mnie, wiec postanowiliśmy z tatą się przenieść do Berlina.- przerwała na chwile badając moją reakcje. – I po drugie nie martw się przecież nie zostawimy cię tu samej. Razem z ojcem od wielu lat odkładaliśmy na konto pewne sumy. Nazbierała się ładna kwota, chcieliśmy dać je wam na wesela, ale myślę, że mogłabyś zrobić te studia o których kiedyś tyle mówiłaś będąc w liceum. – zamurowało mnie. – Przemyśl to i powiedz mi jutro co o tym myślisz. W Berlinie jest wiele świetnych uczelni.
            Czy ten dzień czymś jeszcze mnie zaskoczy? Idę więc do łazienki i zmywam z siebie ten okropnie ciężki makijaż. Przebieram się w dres i siadam przed komputerem. Musie się na chwile oderwać, przenieść myślami gdzieś indziej. Sprawdzam pocztę, zaglądam na kilka stron i włączam jakiś mega długi film.
            Gdy otwieram oczy na dworze robi się już szaro. Ten sen pozwolił mi chociaż na chwile wytchnienia. Może teraz już wszystko zacznie się układać. Przecież w głębi duszy właśnie tego chciałam. Teraz mogę się wyprowadzić do dużego miasta z dala od tej małej mieściny. Ale Berlin i użeranie się z moim starszym bratem. Nie to chyba nie wychodzi w rachubę. Teraz jest szansa wyprowadzenia się od rodziców. Studia. Studnia, o który tak długo marzyłam. Mam trochę odłożone, pójdę do pracy i dam rade, wcale nie potrzebuje kasy od mamy. Muszę jej o tym powiedzieć i złożyć dokumenty. Wybór uczelni nie będzie problemem od dawna już chcę iść na Warszawski Uniwersytet Medyczny  w Warszawie.
            Do mojego pokoju wpada Kaśka i staje osłupiała w drzwiach. A tej co znowu nie odpowiada?
- A czemu ty nie jesteś gotowa? Spóźniłam się pół godziny, a ty siedzisz przed komputerem w dresie? Szybko, szykuj się! –całkiem zapomniałam. Impreza – i nie waż się migać obiecałaś że pójdziesz. Pyzatym dzisiaj w hotelu zameldował się świetny koleś na którego wylałam kawę… - tak właśnie jest moja przyjaciółka, niezdarna i wiecznie rozkojarzona. Ale mam tylko ją jedną więc zakładam jakąś sukienkę i rozpuszczam włosy. Chyba może być z resztą idę tam się napić z przyjaciółką - … a wtedy powiedział, że w takim razie wpadnie tam z kolegą.- wcale jej nie słuchałam, a i tak wiem, że coś jest nie tak. –COŚ TY NA SIEBIE WŁOŻYŁA?!- słyszę gdy wychodzę z łazienki- idziemy do mnie i coś ci znajdę i cię pomaluje.- o rety przecież nie jest tak źle. Ale nie chce mi się z nią kłócić.
            W klubie jest pełno ludzi, ścisk i brak powietrza. Jak ludzie mogą tu przychodzić codziennie. Wybieram kierunek do baru, ogólnie nie pije za dużo ostatnio o ile dobrze pamiętam jakieś dwa lata temu na urodziny Kaśki, których przez to nie pamiętam, ale może to właśnie jest mi teraz potrzebne. Zamawiam dwa drinki i szukam przyjaciółki, która już bawi się na parkiecie. Siadam więc na stołku i powoli sączę napój, najpierw jeden, później drugi, trzeci. I już nie czuje tej duchoty, zgiełk mi nie przeszkadza. Nagle wszyscy ludzie są jacyś milsi. Nie przeszkadza mi nawet para siedząca po mojej lewej stronie, która obściskuje się i całuje. Kilku pijanych małolat stoi pod drzwiami od łazienki, ludzie tańczący na parkiecie poruszają się jakby byli jedną wielką masą. Nawet zaczyna mi się to podobać, ale czuje, że lepiej nie wstawać. Zaczyna się wolna piosenka, wielu mężczyzn ucieka z parkietu i udaje się na piwo. Na parkiecie zostaje kilka par. Kaśka tańczy z jakimś facetem i do mnie macha. Rycerz z hotelu. Niech się dziewczyna bawi, ja wypiję jeszcze jednego drinka i uciekam do domu.
-Witam, czy mogę się dosiąść? – słyszę za plecami. Odwracam się , a tu niespodzianka: przystojniak z BMW.

-Proszę bardzo ja już i tak wychodzę.- odpowiadam sucho i wstaję. Chyba za dużo o drinka. Zakręciło mi się w głowie i przez przypadek oparłam się rękom o jego ramie. Silne, umięśnione ramię tak pięknego mężczyzny, jakiego jeszcze nigdy nie spotkałam. I nagle obraz mi się urwał słyszę jeszcze muzykę i Kaśkę mówi coś, ale nic nie rozumiem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz